sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział III

VICTORIA

  Byłam u Faith tylko przez chwile. Skłamałam, że Cassy do mnie napisała i potrzebuje mnie na chwilę w domu. (Cassy to moja starsza siostra, z którą mieszkam)
Tak naprawdę poszłam do kawiarni na Abbey Street, gdzie czekał na mnie Steve. Wiedziałam, że musi z kimś porozmawiać, więc nie chciałam zostawiać go samego. Bo komu powiedział by tyle, co mnie? Miałam z nim dobry kontakt od jakiegoś miesiąca, oczywiście to była tajemnica, której nawet Rose nie znała. Nie wiem, co by o tym pomyślała. Może i nie powiedziałaby nic Hailey ale nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Steve nie należał za bardzo do naszego grona. Wszyscy mieli o nim dość negatywne zdanie. Nie było to spowodowane niczym innym, niż ciągłym narzekaniem Hailey.
  -  Hej  -  usłyszałam jego głos siedząc na ciemnozielonym krześle przy oknie. Wstałam od razu i przytuliłam go na przywitanie.
  -  Jak się masz?  -  Zapytałam po czym oboje usiedliśmy.
  -  Powiem ci...  -  zaczął trochę zmieszany lecz po chwili się uśmiechnął.  -  Świetnie. W końcu daliśmy sobie spokój.
  O matko! Czy on mówi poważnie? Gdy to usłyszałam, byłam taka podekscytowana! Nie dałam oczywiście tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się tylko a wzrok przeniosłam na wchodzącą parę, która wchodziła do środka lokalu.
  -  Myślę, że wyjdzie wam to na dobre.  -  Tylko tak potrafiłam to skomentować. Wróciłam wzrokiem do jego niebiańskich, błękitnych oczu i oparłam się ręką o twarz.
  -  Też tak sądzę  -  stwierdził. W tym momencie podeszła do nas kelnerka i poprosiła o złożenie zamówienia. Steve popatrzył się na nią na wpół uśmiechnięty. Nie wiedzieć czemu gdy tylko patrzył się tak na jakąś inną od razu gotowało mnie w środku!
Ciemnowłosa, wysoka panna utrzymywała z nim kontakt wzrokowy przez kilka sekund. Stała wyprostowana lekko się uśmiechając.
  -  Dziękuję ale właśnie wychodzimy.  -  Powiedział, wstał szybko i wziął mnie za rękę. Skierowaliśmy się szybko w stronę wyjścia. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zobaczyliśmy, że okropnie się rozpadało. Spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami i nie puszczając mojej dłoni popędziliśmy do jego srebrnego Audi A6, które stało na parkingu po drugiej stronie ulicy. Wsiadłam szybko już cała przemoknięta i zaśmiałam się.
  -  To teraz gdzie?  -  Zapytałam.
  -  Zobaczysz.  -  Odparł i ruszył.


ROSE

  -  Zbieraj się  -  powiedział tata przechodząc koło mojego pokoju.
Leżałam właśnie na łóżku ze wzrokiem wbitym w ekran laptopa. Była godzina 16 także zaraz mieliśmy wyjeżdżać po Beth. Rodzice postanowili nie mówić jej na razie o ciąży dopóki jej stan się nie poprawi bo mogłaby za bardzo znieść tę, wydaje mi się, złą dla niej wiadomość.
Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy w celu poszukania mojej bordowej bluzy z kapturem i białym nadrukiem. Kocham to uczucie, gdy wracam do domu i mogę ściągnąć z siebie te kretyńskie, szkolne wdzianko. Kiedy już ją znalazłam w moim nieładzie szmatek założyłam ją szybko na siebie i zaczęłam szukać gumki do włosów. Ah, mój pokój był na tyle magiczny, że potrafił sam przestawiać rzeczy. Przynajmniej tak mi się wydawało...
  -  Mam cię  -  powiedziałam, gdy zobaczyłam czarną gumkę pod białym stolikiem, który stał zaraz przy oknie. Wzięłam ją, związałam długie włosy w kucyk i popędziłam na dół.
  - Ej!  -  Nagle usłyszałam jakieś zawołanie i pukanie w okno. Stałam po środku salonu i obracałam się w okół patrząc na okna. W końcu zauważyłam...
  -  Max!?  -  Krzyknęłam sama do siebie i popędziłam do okna. Otworzyłam je z bardzo wyraźnym zdziwieniem na twarzy.  -  A Ty co tu robisz?!  -  Zapytałam. Na dworze padało i strasznie wiało więc musieliśmy się do siebie drzeć. Firanka latała w tę i we w tę a Max był już cały przemoknięty.
  -  Dlaczego nie odbierasz telefonu!?  -  Zapytał z poirytowaniem ale szybko pokiwał głową i przeszedł do rzeczy.  -  Hailey jest w szpitalu!  -  Powiedział powoli i głośno. Ta informacja zwaliła mnie z nóg. Dosłownie. Przesunęłam się na fotel, który na szczęście stał koło okna.
  -  Co się stało?  -  Wykrztusiłam ledwie co. Złapałam się za głowę. Cholera! Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiła, że nic poważnego jej nie jest!
  -  Jechała autem i wpadła w poślizg!  -  Wyjaśnił dalej mówiąc bardzo wolno.
Musiałam chwilę sie uspokoić. Wydawało mi się, że serce zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej.
Patrząc się w jeden punkt nawet nie zauważyłam ile czasu minęło. Poczułam tylko dłoń na moim ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam tatę.
  -  -  Max pojedzie z nami. Chodź  -  powiedział.
Skierowałam się z nim ku wyjścia. Widziałam, że w aucie już czeka Max, weszłam więc z drugiej strony.
  -  Przepraszam, że nie odbierałam. Nie słyszałam  -  powiedziałam szybko.
Max był młodszym bratem Hailey. Przyszedł do mnie bo zapewne w domu nie było ich ojczyma, z którym mieszkają. Stary pijaczyna nie robi nic całymi dniami tylko pije za pieniądze z zasiłku. Po tacie rodzeństwo dostało niewielki domek w Hayes, niestety nie mogli tam zamieszkać bo Hailey chciała ukończyć szkołę w Londynie i nie zostawiłaby niepełnoletniego brata samego u ojczyma, który jest prawnym opiekunem. Często pomagałam im, jak Kurt za bardzo się schlał i robił im awantury. A ich matka? Odsiadywała wyrok za handel narkotykami. Minął już rok, jeszcze "tylko" pięć i wyjdzie. Pamiętam ich, gdy byli jeszcze normalną rodziną. Kiedy żył ich ojciec - Adam. Był świetnym człowiekiem, zawsze radosny, pomagał innym. Dobrze znali się z moimi rodzicami. Niestety sześć lat temu wykryto u niego nowotwór i w ciągu pół roku zmarł. Amber nie mogła sobie z tym poradzić i zaczęła pić, później brać. Związała się z Kurtem i ogólnie można powiedzieć, że zeszła na samo dno.
  -  Jechała na cmentarz  -  powiedział smutnym głosem bawiąc się dłońmi. Wzrok skierował na dół po czym spojrzał na okno.  -  Jej nic nie jest...auto ucierpiało bardziej. Kurt się wkurzy  -  stwierdził.
  -  Wiem  -  spojrzałam na niego.  -  Jakbyście mieli problemy...
  -  Wiem  -  odparł nie pozwalając mi dokończyć.  -  Dzięki.
  Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce musiałam pójść w innym kierunku niż Max, ponieważ szliśmy najpierw po Beth. Weszłam do jej sali i zobaczyłam staruszkę siedzącą na łóżku z walizką obok siebie. Siedziała tyłem do nas i patrzyła w okno. Gdy tylko usłyszała, że ktoś wszedł do sali od razu wstała i obróciła się w naszą stronę. Beth była chuda, miała króciutkie, siwe włosy i była wysokiego wzrostu. Zawsze umalowana. Czerwone usta oraz ciemne cienie do oczu. Nie zachowywała się oraz nie wyglądała na rasową babcię. Zawsze elegancko ubrana i standardowo buty na małym obcasie oraz apaszka.
  -  Dzień dobry mamo  -  powiedział radośnie tata podchodząc do niej. Objął ją witając serdecznie. Mama także podeszła się przywitać a ja stałam kilka metrów od niej. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i rzuciłam tylko "witaj, miło Cię widzieć". Zmierzyła mnie od dołu do góry i odparła to samo z tym samym, sztucznym uśmiechem.
  -  Rose pójdzie teraz do swojej koleżanki, która miała wypadek  -  objaśnił tata.
  -  No tak...  -  odparła mówiąc powoli z poirytowaniem.  -  Koleżanka ważniejsza od rodziny.
Nie mogłam jej słuchać. Przewróciłam tylko oczami i szybko wyszłam z sali kierując się w stronę sali, gdzie była Hailey. Nagle usłyszałam, jak ktoś za mną biegnie. Obróciłam się i stanęłam, to była moja mama.
  -  Rose!  -  Powiedziała z oburzeniem.  -  Poczekaj, pójdę z tobą. Jak jej nie zatrzymają na noc będzie musiała jakoś wrócić do domu  -  skończyła potulnym głosem i poszła.  -  No chodź!  -  Zawołała.  Trochę zmieszana poszłam za nią.
  -  Zaraz dojdę  -  powiedziała, gdy zobaczyła automat z kawą.  -  Tylko kupię coś do picia. Chcesz?  -  Zapytała.
  -  Nie, nie  -  odparłam i weszłam do pomieszczenia. Hailey siedziała na łóżku przy doktorze i Maxie.
  -  Cześć  -  powiedziałam radosnym głosem i szybko do niej podbiegłam.
  -  Hej  -  odpowiedziała uśmiechając się.  -  Dzięki, że przyjechaliście.
  -  Nie ma sprawy. Nic ci nie jest?  -  Zapytałam.
  -  Tylko kilka siniaków i zadrapania. Miała szczęście  -  odpowiedział lekarz.  -  Możesz spokojnie wracać do domu  -  powiedział po czym podszedł do drugiej pacjentki, która była w tej samej sali.
  -  Zadzwonię po Nick'a żeby po nas przyjechał  -  powiedziałam wyciągając telefon.
  -  Cześć skarbie  -  usłyszałam głos mamy wchodzącej do sali.
  -  Dzień dobry Pani Morgan  -  odparła widocznie ciesząc się na jej widok.
  -  Jak się czujesz?  -  Zapytała i usiadła obok niej.
  -  Dobrze, nic takiego mi się nie stało  -  odpowiedziała z lekkim uśmiechem a ja wybierałam numer.
  -  Mamo  -  zaczęłam.  -  My pojedziemy z Nick'iem bo przecież nie zmieścimy się wszyscy u nas.  Tylko do niego zadzwonię.
  -  Okej a ja już pójdę bo tata z babcią chyba mnie zabiją  -  powiedziała ze zgrozą. Zaśmiałam się i oddaliłam trochę.
[Tak?]
[Jestem w Saint Mary's, możesz przyjechać?]
[Co się stało!?]
[Mi nic. Hailey miała wypadek ale jej też nic nie jest. Musimy się jakoś dostać do domu.]
[Okej, daj mi chwilę.]
  -  Przyjedzie.

  Gdy odwieźliśmy Hailey i Max'a do domu pojechaliśmy z Nick'iem na pizze po czym wylądowaliśmy w domu. Włączyliśmy sobie jakiś tandetny horror i nie wiadomo kiedy zasnęliśmy. Miałam dziwny sen. Stałam sama na środku jakiegoś pustkowia. Ziemia była pokryta szarym piachem a z oddali wiał chłodny wiatr. Na początku myślałam, że to otwarta przestrzeń, choć dziwnym faktem było to, że "niebo" było całe czarne. Żadnych chmur, gwiazd, księżyca. Nie wiedzieć czemu postanowiłam iść pod wiatr. Szłam tak chwilę po czym zobaczyłam, że moje podłoże się skończyło. Wyglądało na przepaść, lecz gdy podeszłam bliżej wyciągnęłam ręce przed siebie i poczułam ścianę. Byłam w pudełku? Nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam strach. Rozejrzałam się na wszystkie strony. Byłam sama. Nagle "pudełko" przechyliło się tak, że upadłam i zaczęłam zjeżdżać w stronę ściany...lecz ściana zniknęła. To była przepaść. Spadłam w czarną odchłań.
  Nagle otworzyłam oczy. Oddychałam szybko a serce prawie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Zobaczyłam mój pokój i Nick'a obok siebie. Uspokoiłam się trochę i wyciągnęłam rękę po szklankę wody, która stała na szafce nocnej po czym wzięłam kilka łyków. Byłam strasznie zmęczona także nie rozmyślając o tym, co mi się śniło zamknęłam oczy i chwilę po tym zasnęłam.


VICTORIA

  Wiedziałam, że to zbyt piękne. Wczoraj było tak cudownie...dopóki nie zadzwonił jeden, głupi telefon. Max z informacją o Hailey. Steve nie patrząc na nic szybko odwiózł mnie do domu po czym znowu do niej poleciał...Klasyka.
Nie mogłam przez to spać, a gdy już mi się udało, to zaraz się budziłam. Była 5:00, i tak za godzinę bym wstawała...Stwierdziłam, że nie będę się już męczyć i puściłam sobie głośno muzykę na słuchawkach. Może to mnie odpręży.
  Tak naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałam. Robię za przyjaciółkę, która jest tylko wtedy, kiedy trzeba. Nie mam zamiaru być drugą opcją. Zawsze byłam twarda, nie brałam do siebie niczego...To nie może się zmienić od tak. Nie będę się już starać. Dosyć.


ROSE

  -  Hej wam  -  przywitałam się z dziewczynami, które były przy ściance obok szkoły. Było to miejsce kilka metrów od tylnego wejścia szkoły. Za szkolnym boiskiem rozciągał się wysoki płot z grubymi, czarnymi prętami. Ścianka łączyła się z płotem przez ok. 6 metrów wzdłuż. Cała pokryta była graffiti i tylko miejscami było widać białe prześwity. Jakieś 3 metry naprzeciwko niej były trzy ceglane murki, na których zawsze siedzieliśmy. Dalej, po drugiej stronie wąskiej ulicy po której nic nigdy nie jeździło, był także ceglany, duży budynek. Od tamtej strony nie było okien a wejścia do budynku, w którym przeważnie były sklepy znajdywało się z jego drugiej strony.
  Usiadłam na jednym z murków po lewej stronie obok Faith i Hailey. John i jego koledzy stali oparci o ściankę i palili papierosy. Było tam jeszcze kilkanaście innych osób ze szkoły.
  -  Cześć Rose  -  odpowiedziały równocześnie.
  -  Co za synchronizacja  -  zauważyłam.  -  Victoria jeszcze nie przyszła?  -  Zapytałam zdziwiona. Nie szłam z nią rano bo do szkoły odwiózł mnie Nick i pojechał od razu do domu. Udał, że źle się poczuł.
  -  Nie widziałam jej jeszcze -  powiedziała Faith.  -  Oł!  -  Wyrwała się nagle z dziwnym jękiem podniecenia.  -  Widziałyście już Pana Roberts'a?  -  Zapytała jakby dumna z tego, że wie kto to.
  -  Nowy nauczyciel angielskiego?  -  Zapytała Hailey dość sceptycznie.  -  Wszystko lepsze od tamtej zołzy.  -  Stwierdziła.
  -  Tak, ale nie spodziewałabyś się na pewno TEGO  -  powiedziała z zachwytem w głosie.  -  Szkoda, że mnie nie będzie uczyć takie ciacho  -  powiedziała ze smutkiem.
Zaśmiałam się tylko po czym zadzwonił dzwonek na lekcje.
  -  My z Hailey idziemy poznać to ciacho  -  powiedziałam i poszłyśmy do szkoły.
Victorii dalej nie było w szkole co może nie wydawało by mi się dziwne gdyby nie fakt, że ostatnio zauważyłam, że coś się z nią dzieje. To na pewno nie było moim urojeniem. Myślę, że chodziło o Steve'a...Cóż, tylko raz mi o nim wspomniała ale jakoś zaintrygowało mnie to. A może jednak się mylę...
  -  Dzień dobry wszystkim  -  usłyszałam niebiański, niski głos mężczyzny, który wszedł na końcu do klasy. Faith nie myliła się. Ten facet był chyba najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi.  -  Nazywam się Jack Roberts  -  przedstawił się i uśmiechnął do całej klasy po czym na wpół usiadł na swoim biurku. Miał piękny, szeroki uśmiech. Białe, proste zęby, które strasznie rzucały się w oczy. Ciemne włosy, pełne usta, oczy niebieskie niczym ocean i ten dwudniowy zarost...
Ubrany był w ciemnoszary garnitur i białą koszulę.
  -  Musi się pan postarać. Nasza poprzednia nauczycielka była bardzo kochana  -  zażartował Oliver, który siedział w ostatniej ławce.
  -  Postaram się być łaskawy  -  odpowiedział.  -  Co nie znaczy, że nie będę wymagający  -  powiedział i wstał po czym powolnym krokiem szedł w stronę końca klasy.  -  Może dzisiaj zrobimy lekcje organizacyjną  -  zasugerował będąc przy drugiej ławce. Ja z Hailey siedziałyśmy w piątej i akurat ja od strony, którą szedł.
  -  Dobry pomysł  -  powiedziała Samantha. Spojrzała na niego tym swoim zdzirowatym wzrokiem i już było wiadomo, że facet będzie miał z nią problem. Sam była typową łatwą dziewczyną. Wiecznie kilogram makijażu na twarzy, długie, blond włosy i oczywiście świetna figura. Ale mniejsza z wyglądem. Jej zachowanie mówiło samo za siebie.
  -  Dziękuję...  -  przystanął trochę zmieszany i wyraźnie oczekiwał aż się przedstawi.
  -  Samantha. Miło mi  -  powiedziała ze swoim słodko-głupim uśmieszkiem. Jack zignorował ją i powolnym krokiem szedł dalej, aż w końcu znalazł się przy naszej ławce.
Patrzyłam się na niego jakbym się zagapiła. Stanął na chwilę i oparł się o ławkę. Zobaczyłam, że na dłoni ma...obrączkę.
Nagle poczułam dziwne szturchnięcie z lewej strony.
  -  Nie gap się tak  -  powiedziała szeptem Hailey.
Zrobiło mi się głupio i chyba przybrałam lekko czerwonej barwy.
  -  Przecież się nie gapię  -  palnęłam po cichu tak, żeby przypadkiem nie usłyszał. Był zajęty gadaniem o czymś ale nagle przestał mówić i spojrzał na mnie.
  -  Przeszkadzam w rozmowie dziewczyny?  -  Zapytał z lekkim poirytowaniem ciągle patrząc się prosto w oczy.
  -  Nie, w ogóle  -  odpowiedziałam. Po chwili dopiero pomyślałam nad tym, co powiedziałam.
  -  Cieszę się panno Morgan  -  odparł i dalej szedł przed siebie gadając dalej.
Zaraz...skąd on zna moje nazwisko?
  -  Ty go znasz?  -  Zapytała zdziwiona Hailey.
  -  Nie  -  odparłam. Jack w mgnieniu oka obrócił się i popatrzył w naszą stronę robiąc głośne "cii". Znowu zrobiło mi się trochę głupio ale przecież nie mówiłyśmy głośno.
  -  Przepraszamy  -  powiedziała Hailey nawet nie obracając się za siebie.
W pewnym momencie usłyszałam, jak drzwi od sali się otwierają a w nich nie kto inny niż Victoria.
  -  Sory za spóźnienie  -  powiedziała nawet nie zauważywszy nowego nauczyciela prawie przy końcu sali. Na uszach miała słuchawki a jej wzrok skierowany był do dołu. Bez przejmowania się usiadła w pierwszej ławce przy ścianie, zarzuciła nogi na drugie krzesło i oparta zaczęła robić coś na telefonie.
Jack bez zastanowienia zamilkł i podążył równie wolnym krokiem w stronę Victorii. Cała klasa patrzyła się na całe zdarzenie z pełną ciekawością.
  -  Witam  -  powiedział, gdy już był przy jej ławce. Victoria wolno podniosła wzrok mierząc go z dołu do góry. Gdy go zobaczyła, otępiała.
  -  Dzień dobry  -  powiedziała zmieszana. Pokazał jej tylko gestem, że ma ściągnąć nogi z krzesła i tak zrobiła.
  -  No cóż  -  powiedział po czym obrócił się do całej klasy.  -  Mam nadzieje, że będzie nam się dobrze pracować  -  odparł z uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz